Subskrybuj:   Posty   |   Komentarze
RSS

Po co komu marketing?

« starsze | nowsze »

Rynek fitness to rynek, o którym można by pomyśleć, jako o przykładzie rynku całkiem zapchanego, jedyne co jeszcze – pozornie dałoby się tutaj wymyślić – to jakieś kolejne pokrzywione żelastwo z dziwną nazwą, które zrobi za nas wszystkie brzuszki, pompki, podskoki i wymachy, a z nas zrobi nowego Pudziana czy Cindy Crowford. Jednak jeśli chodzi o jakąś rewolucję, to nie ma już na co liczyć. Rynek pełen, nie poradzisz… na pewno? Otóż jak się okazuje nawet tutaj można jeszcze wiele zdziałać, a nawet sprawić aby ludzie płacili nam za coś, za co normalnie sami oczekiwaliby od nas pieniędzy, o ile w ogóle byliby skłonni to wykonać. O czym mowa?
Chodzi tutaj o biznes fitness, jaki wymyślił sobie i stworzył niejaki Jeff Costa – zawodowy striptizer, choreograf i trener fitness. Pan ten najwyraźniej stwierdził, że ma już dość rozbierania się dla ludzi i najwyższa pora odwrócić sytuację, a przy okazji dobrze zarobić. Kluczem do sukcesu okazał się rynek aerobiku. Co zrobił? Otóż zrealizował utopię i marzenie praktycznie każdego nastolatka (jeśli nie w ogóle mężczyzny) na globie – przekonał tłumy kobiet aby rozbierały się przed nim rytm muzyki (czyli mówiąc prościej wykonywały striptiz) płacąc mu za to, że będzie je oglądał i korygował. Każdy specjalista ds marketingu czy reklamy czytając takie słowa zastanawia się tylko nad jednym „jak?”. Otóż jak się okazuje wcale nie było to trudne, po prostu Costa nazwał striptiz aerobikiem dla pań, pomiędzy układy choreograficzne wplótł kilka prostych ćwiczeń fizycznych i ogłosił wszem i wobec, że takie połączenie pozwala nie tylko uzyskać cudowną sylwetkę i poprawić zdrowie, ale też pozbyć się kompleksów na tle własnego wyglądu, a zatem poprawić samopoczucie również od strony psychiki. Praktycznie w przeciągu kilku tygodni wolne miejsca na jego zajęciach zniknęły, a liczne celebrytki jak choćby Lucy Liu wykupiły sobie indywidualne zajęcia z panem Costą. To ostatnie tak spotęgowało zainteresowanie przeciętnych pań ćwiczeniami u Costy, że po kilku tygodniach musiał zatrudnić kilku trenerów i wynająć ogromne studio na salę treningową, a sam zajął się „trenowaniem” jedynie najbogatszych i najpiękniejszych klientek. I jaki morał z tej historii? Bardzo prosty, jeśli ma się dobry pomysł, ciut szczęścia i spore (by nie powiedzieć gigantyczne) umiejętności marketingowe, to można sprawić by ludzie nie tylko robili to, co my chcemy, ale jeszcze płacili nam za to i byli dozgonnie wdzięczni. Kiedy więc przyjdzie nam zastanawiać się nad tym, czy potrzebna jest nam reklama lub marketing przypomnijmy sobie tę historię…

Znalazłeś literówkę? Daj nam o tym znać!

Dodaj komentarz lub opinię na forum: